Śmierć i życie

 2 listopada 2011, Poznań

Dziś w nocy byłam na cmentarzu. Poszłyśmy z dwiema przyjaciółkami po godzinie 24 aby….. świętować. Kiedyś znajomy z Gwatemali – Gillermo, który odwiedzał nas kiedy mieszkałam w Rawie i prowadziłam z dziećmi ekologiczną organizację młodzieżową opowiadał nam o tym, jak spędzają Święto Zmarłych w Ameryce Południowej i Łacińskiej. Oni naprawdę świętują razem ze zmarłymi, tzn. przygotowują dla nich smakołyki, gotują ulubione potrawy, słodycze. I razem z tymi przysmakami i kolorowo ubrani idą na cmentarze i … piją wódkę za dusze zmarłych.

 

Dla nas Polaków pewnie to jest szokujące rozwiązanie, bo przecież to jest takie smutne święto, musimy opłakiwać zmarłych. Bo przecież ….. No właśnie, dlaczego tak naprawdę opłakujemy tych, którzy odeszli. Bo: za wcześnie, bo mogli jeszcze pożyć, bo mogli tak wiele rzeczy zrobić, bo nam ich brakuje, bo już nie będziemy mogli się z nimi spotkać.

 

Ważne żeby zidentyfikować dokładnie jakie uczucie wywołuje nasz smutek. Bo każdy z nas w inny sposób odbiera śmierć bliskich i inaczej będzie ją przeżywał. I nie ma jednego dobrego sposobu na przeżycie tej straty. Najważniejsze jest żeby ją w pełni przeżyć, doświadczyć tego bólu i wypłakać go jeśli taką czujemy potrzebę, nie trzymać w sobie.

 

W ubiegłym miesiącu byłam na pogrzebie młodego syna Andrzeja – Prezesa mojej fundacji. Pojechałam tam właściwie tylko po to, żeby spotkać się z Andrzejem i jego żoną, Moniką, żeby dać znać, że jestem zawsze do dyspozycji, że rozumiem, przez co przechodzą. Bo pamiętałam, że kiedy mój brat umarł to tylko obcy ludzie potrafili mnie zrozumieć i nieśli prawdziwe wsparcie, a inni klepali po plecach. I kiedy żegnałam się z Moniką, to ona do mnie powiedziała słowa typowe przy takich okazjach, które często powtarzamy na Dowidzenia: „Trzymaj się!” A ja wtedy uśmiechnęłam się i powiedziałam: „Nie trzymaj się, tylko właśnie Puść!”. Monika uśmiechnęła się i potaknęła, bo zrozumiała o co chodzi. Była kilkakrotnie na warsztatach Recall Healing, więc znała cały proces odpuszczania.

 

To było ciekawe, że po tym pogrzebie pojechałam na grób mojego brata, który był 12 km stamtąd oraz do mojego domu rodzinnego koło Opoczna. A potem znalazłam się u mojej cioci w Rawie Mazowieckiej na 45 leciu jej ślubu. I to było jak małe wesele, picie, dużo jedzenia, torty, zjechała się cała rodzina, której nie widziałam kilka lat. I przez pierwsze pół godziny siedziałam jak rażona piorunem, bo jeszcze myślami byłam na cmentarzach. Ale po chwili spojrzałam nowym okiem i właśnie dokładnie zrozumiałam, że to jest esencja Życia: śmierć i ponowne narodziny, pogrzeby i wesela, smutek i radość, żal i zadowolenie.

 

Mieliśmy tego doskonały przykład na naszych warsztatach 13 października, kiedy tak wiele było mowy o śmierci, kiedy „puszczałyśmy” dosłownie i w przenośni stare strachy i emocje, a w centrum naszego kręgu królował Mały Mistrz – Angus. On nam wszystkim pokazywał jak żyć, jak puszczać stare sprawy i być tu i teraz. Pamiętacie jak pokazywał Markowi, że musi po prostu wyrzucić z siebie te bolące uczucia. To było naprawdę cudne. Nasz mały Mistrz. I takich Mistrzów spotykamy wielu, musimy umieć ich tylko dostrzec i słuchać. Angus był dokładnie przykładem tego, o czym pisałam poprzednio – o przesłaniach, które daje nam los, o mądrości, którą możemy czerpać z przyrody, bliskich ludzi, filmów, zdarzeń. Kiedy nie wiecie co zrobić, kiedy utknęliście w jakimś punkcie i nie wiecie, w którą stronę skierować swoje kroki, dosłownie i w przenośni. Dla mnie najlepszym drogowskazem były wtedy słowa z książki „Niebiańska Przepowiednia” mówiące o tym aby zawsze podążać drogą, która ma więcej Światła w sobie, która wzbudza w nas uczucie miłości. Zaczęłam szukać tego cytatu w książce i oczywiście wsiąkłam w nią całkowicie. Dlatego zamiast wysłać Wam ten tekst w środę, robię to w czwartek 😉 Ta książka zawsze mnie zdumiewa swoją prawdziwością. Przeczytałam ją pierwszy raz 10 lat temu i od tego czasu chyba z 10 razy na wyrywki i kilka razy całą. Jest tam tak wiele prawd życiowych zawartych w pigułce. I ja sięgam po nią zawsze kiedy .. właśnie czuję się „w kropce”. Ona jest jak dobry przyjaciel, który zawsze jest na wyciągnięcie ręki, żeby nam pomóc wyjść z dołka. Stwórzcie sobie taką listę „przyjaciół”, podpórek, pomocników na drodze. To są Anioły, które Bóg nam przysyła, abyśmy wiedzieli i czuli, że nigdy nie jesteśmy sami ani samotni.

 

Cytuję jednak ten fragment z ósmego wtajemniczenia, bo jest doskonałym przykładem tego jak podejmować decyzje i którą drogą podążać.

 „Zacząłem się już niecierpliwić. Po przyjemnie spędzonych trzech godzinach znalazłem się na rozdrożu i nie mogłem się zdecydować, którą drogę wybrać. Jedną z możliwości była droga w lewo. Według mapy droga ta skręcała na północ wzdłuż krawędzi pasma górskiego, a potem ostro na wschód, w kierunku Iquitos. Druga droga, w prawo, też prowadziła do Iquitos, ale skręcała pod kątem prostym na wschód, przez dżunglę.

 Zaczerpnąłem powietrza i spróbowałem się odprężyć, po czym zerknąłem w lusterko wsteczne. W polu widzenia nie było nikogo. Prawdę mówiąc, już od ponad godziny nie widziałem żywej duszy, ani pieszych, ani zmotoryzowanych. Poczułem lekki dreszczyk niepokoju, ale starałem się go przezwyciężyć. Miałem przecież świadomość, że mogę podjąć prawidłową decyzję tylko wtedy, gdy będę wypoczęty i pełen energii.

 Rozejrzałem się dokoła. Droga przez dżunglę, ta w prawo, przebiegała przez skupisko potężnych drzew i skał w otoczeniu tropikalnych krzewów. Droga przez góry była prawie naga, w dali widać było jedynie samotne drzewo, poza tym skały bez żadnej szaty roślinnej.

 Znów spojrzałem w prawo i usiłowałem wzbudzić w sobie uczucie miłości. Zauważyłem tylko soczystą zieleń drzew i krzewów. Spróbowałem tego samego w stosunku do drogi po lewej. Od razu dostrzegłem rosnącą przy niej kępę kwitnących traw. Ich blaszki liściowe były blade i nakrapiane, a drobne białe kwiatki z daleka tworzyły niepowtarzalny wzór. Zastanawiałem się, dlaczego nie zauważyłem ich wcześniej. Teraz wydawały się jakby promieniować światłem. Poszerzyłem swoje pole widzenia o wszystko, co znajdowało się w tamtym kierunku. Nagle kamyki i wysepki żwiru nabrały jakichś niespotykanych kolorów i kształtów, odcieni bursztynu, fioletu, a nawet ciemnej czerwieni.

 Kiedy znów spojrzałem w prawo, drzewa i krzewy, aczkolwiek ładne, w porównaniu z widokiem po lewej stronie prezentowały się blado. Nie mogłem zrozumieć, jak to jest możliwe?! Przecież początkowo bardziej podobała mi się droga w prawo. Po kolejnym spojrzeniu w lewo intuicja zdecydowanie podsunęła mi rozwiązanie. Oczarowało mnie bogactwo kształtów i kolorów.

 Już podjąłem decyzję. Zapaliłem silnik i skierowałem samochód w lewo, przekonany o słuszności swego postępowania. Droga była wyboista, pełna kamieni i dziur. Podskakując na wybojach doznawałem uczucia dziwnej lekkości całego ciała. Ręce trzymały kierownicę, ale nie opierały się na niej.”

 

Bardzo często korzystałam z tej lekcji. Kiedy nie wiedziałam co zrobić w życiu, czy pojechać na jakieś spotkanie, czy zaangażować w jakiś projekt to przez chwilę wzbudzałam w sobie uczucie miłości i pytałam gdzie jest więcej Światła. Dosłownie, która „droga” jest jaśniejsza i bardziej napełniona energią, która mnie bardziej przyciąga. Bo ten opis dotyczy wyboru drogi fizycznej, ale ma dokładne odzwierciedlenie w drodze uczuciowej i mentalnej.

 

I wczoraj w nocy pisałam długi list do pewnego mężczyzny o swoich uczuciach. Długo zastanawiałam się czy powinnam mu to pisać, czy może poczekać aż samo się wyjaśni. To nie było wyznanie miłości, ale raczej głębokie wyrażenie swoich przemyśleń w relacji do niego i tego co sobie uświadomiłam, bardzo osobiste rzeczy, właściwie to było wyznanie miłości, ale nie dosłowne, takie między wierszami ;). I długo zastanawiałam się czy przycisnąć „wyślij”, choć moje serce krzyczało TAK. Więc wysłałam, nadal pełna wątpliwości.

 

I kilka godzin później dostałam odpowiedź … od Roberta, który był na jednym z naszych warsztatów. Robert przysłał mi piękną prezentację, którą znam od lat, ale dziś po raz kolejny przypomniała mi o tym, żeby korzystać i cieszyć się każdym dniem jakby był naszym ostatnim. I nie ze smutkiem, że może być ostatnim, ale z radością, że tak wiele dobrych rzeczy mogłam dziś zrobić dla siebie i dla innych. Przesyłam Wam tą Totem Mantrę. Dla mnie to było potwierdzenie, że moje serce miało rację, że zawsze należy wyrażać uczucia pełne miłości, bo one dają siłę, zarówno tym, którzy dają, jak i tym którzy je otrzymują.

 

Bo jednej rzeczy tak naprawdę żałuję, że nie przytuliłam przed śmiercią mojego brata i nie powiedziałam mu jak bardzo go kocham. Uświadomił mi to Bert Hellinger pół roku po śmierci Adama. Kiedy byłam już w tak wielkiej depresji, że całe życie mi się waliło pojechałam na kilka dni w góry, a potem od razu nad morze, do Gdańska, na spotkanie z Bertem na Uniwersytecie. I kiedy poszłam do niego po autograf i opowiedziałam mu krótko z jakim problemem przychodzę: że czuję się winna samobójstwa brata. On popatrzył na mnie w spokoju i powiedział: „Powiedz swojemu bratu, że ZAWSZE BĘDZIESZ GO KOCHAĆ!”. I te słowa odmieniły moje życie. Bo robię to cały czas i z miłości do mojego brata mogłam pracować z taką młodzieżą jak on i pomagać im i nadal to robię. Z powodu miłości.

 

Poznań, 2 listopada 2011

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *